Ten wpis przeznaczony jest dla rodziców o mocnych nerwach. Dlatego, jeśli umazany po uszy bobas lub meble wiecznie poplamione resztkami jedzenia doprowadzają Cię do dreszczy, a na widok dziecka, które może w pełni decydować o tym ile zje i co zje, masz ochotę krzyczeć, jak podczas oglądania dobrego horroru, to wyłącz już teraz tę stronę. I ostrzegam! Na nic się zdadzą Twoje Złote Rady typu:
- zobaczysz, dziecko wejdzie Ci na głowę!!
- on Tobą manipuluje człowieku!
- Ty jesteś matką! Ty jesteś ojcem! Ty masz decydować, czy ma jeść, czy nie! O zgrozo! Dziecko nie ma prawa głosu!
- a milion lat temu, to ja moje dziecko inaczej karmiłam.
Jestem na nie kuloodporna lub raczej radoodporna. Z przykrością Ci powiem: absolutnie nic na mnie nie działa 🙁 Dlatego jeśli jesteś zwolenniczką lub zwolennikiem ideologii: dziecko ma mnie słuchać, bo jestem starszy i według mnie mądrzejszy, to uciekaj stąd daleko, najlepiej gdzieś na internetowe fora dla rodziców pt. Jestem Rodzicem = W końcu Zostałem Bogiem.
Jeśli zaś szukasz złotej rady dla siebie, to będę z Tobą absolutnie szczera 🙁 Coś takiego jak gotowe rozwiązania nie istnieją, zwłaszcza w kontekście wychowywania dzieci 🙁
Jedyne, co mogę Ci obiecać, to inspirację i moje pełne zrozumienie dla Twoich wątpliwości, zmartwień, a nawet dla Twych szalonych marzeń o Mamo-Robocie, który za Ciebie ogarnie posiłki i wszystko, co się z nimi wiąże. No powiedz szczerze, nie marzyłaś czasem o drugiej wersji siebie? Takiej na baterie, w pełni wyposażonej we wszystkie mamine funkcje??? WYOBRAŹ SOBIE…Mamo-Robot rozwiązuje jeden z tych typów problemów Twojego dziecka, których rozwiązać się absolutnie nie da, a Ty tymczasem: śpisz albo pijesz kawę… O MATKO, albo robisz coś tak szalonego, jak dłuuuga kąpiel z bąbelkami w towarzystwie cudownej książki 😛 i to takiej nie o dzieciach 😛
Dobra… czas wracać na ziemię!
Gotowa?? Nooooo toooo zaczynamy 😀 Poznaj moje SUPER HIPER ZASADY, jakie stosowałam podczas rozszerzania diety mojego dziecka i które dla innych mogą być nie do przyjęcia… 😀
Sposoby na Niejadka
🎪 Wspólne posiłki, to frajda.
👩🍳 Jedzenie, to czas na pierwsze poważne eksperymenty.
🕵 Stawiam na samodzielność! Dlatego Marcel od początku był zachęcany do samodzielnego jedzenia łyżeczką, palcami, ustami, dzięki czemu w pełni bierze udział w posiłku zwiększając przy tym swoje zdolności manualne. Skutek uboczny?? Jedzenie jest absolutnie wszędzie…na podłodze.. na meblach… na dziecku…. na mnie… i brzuchu psa 😛
💡 Daję dziecku prawo wyboru!
🏖 Wrzucam na luz!
⚓ Ufam nie tylko sobie, ale ufam też własnemu dziecku! Wierzę, że moje dziecko nie zrobi sobie samodzielnie krzywdy i nie pozwoli się zagłodzić. W okresach, kiedy mniej je (np. przez ząbkowanie) rozkładam różne produkty w miskach na podłodze. W jednej ma chlebek żytni, w drugiej makaron, a w trzeciej owoce. Często podczas zabawy sam zjada przygotowane jedzonko. Po pewnym czasie zawsze wszystko wraca do normy 🙂
💡Wybierając produkty dokonuje mądrych wyborów. Czytam etykiety i nie ufam ślepo producentom żywności dla dzieci.
⛔ Nie daje mojemu dziecku żadnych produktów zawierających cukier.
🚀 Szczęśliwe dziecko jest dla mnie fajniejszym widokiem niż czysta przestrzeń wokół niego.
😎 Choć uważam, że moje dziecko jest genialne, to nie jestem aż tak naiwna by wierzyć, że jest aż tak inteligentne by tworzyć skomplikowany plan pt. Zmanipuluje rodziców, a następnie będę rządzić całym światem. Dlatego kiedy denerwuje się przy jedzeniu, staram się go zrozumieć, szukając przyczyny jego frustracji zamiast iść z nim na ślepą wojnę.
🍓 To dziecko decyduje o tym ile zje, co zje i kiedy zje. Dzięki temu uczy się rozpoznawać uczucie głodu i sytości. Poznaje własny organizm i potrzeby, które musi zaspokajać. Wierzę, że dzięki temu mając ok. 12 – miesięcy sam zaczął przychodzić do mnie mówiąc: Dej am.
🥗 Proponuje mu produkty w różnej formie, dzięki czemu poznaje ich konsystencje, smak, zapach oraz ma szansę przekonać się, jaka forma jedzenia bardziej mu odpowiada.
🤩 Jemy wspólnie. W trakcie jedzenia nie panuje grobowa atmosfera, nie jemy na czas, rozmawiamy ze sobą i dajemy sobie prawo pluć jedzeniem na odległość, jeśli nam coś nie smakuje. Tak serio… roczne dziecko raczej nie da rady nam powiedzieć: przepraszam bardzo, ale akurat to mi nie smakuje, czy mogę to dyskretnie wypluć w chusteczkę?
🥗 Rozumiem, że moje jedzenie zawsze będzie wyglądało smaczniej niż jego, dlatego na moim talerzu zawsze znajduje się coś, czym mogę go poczęstować.
👶 Absolutnie nie karmie dziecka na pokaz! Marcel nie musi udowadniać innym, jak pięknie je. Rozumiem, że wśród nowych osób bardziej interesuje go poznanie otoczenia, niż to co jest na stole.
👍 Skoro ja nie zawsze mam ochotę na jedzenie, to tym samym moje dziecko ma do tego prawo.
👿 Znienawidziłabym człowieka, który kazałby mi zjeść talerz robaków, dlatego nie zmuszam dziecka do jedzenia rzeczy których nie lubi.
✔ Pogodziłam się z tym, że bywają takie dni, kiedy Marcel zjada lepiej, gdy karmi go ktokolwiek inny niż ja. Jestem jego mamą i jestem osobą, której bezgranicznie ufa, to wiąże się z tym, że to właśnie ja najczęściej muszę przetrwać jego gorsze dni, wybuchy złości i inne dziecięce dramaty. Nie ma na to rozwiązania, a wszelkie rady typu: nie pozwól mu wejść na głowę, pokaż mu kto tu rządzi, absolutnie nie są dla mnie. Dlaczego? Zdecydowanie wolę zainwestować swój czas w wychowywanie swojego dziecka niż sięgać po proste techniki kija i marchewki, które na dłuższą metę się nie sprawdzają.
🤦 Taaaaak. Czaaaasem mam dość. Bywają dni, kiedy mam ochotę wyjechać na Bora Bora i wrócić jak Marcel przejdzie przez wszystkie dziecięce bunty. Czy przez to jestem wyrodną matką? Nie sądzę. Mam prawo być zmęczona, znużona i zirytowana. Mam prawo ulegać słodko – pierdzącym reklamom i niestworzonym historią o dzieciach innych kobiet, które śpią, jedzą na ich zawołanie i generalnie ciągle się uśmiechają. Mam prawo wyjść z domu, kupić gotowy obiad dla całej rodziny i zrobić sobie wolne. BA! Ja nawet mam prawo ponarzekać, pomarudzić, usiąść i popłakać nad swym losem. I Ty też masz do tego prawo! Macierzyństwo jest wyczerpujące, bo trwa 24h na dobę, a o wolnym często można pomarzyć.
📣 Jak mam gorszy dzień, to o tym mówię. Nie czekam, aż mąż sam zauważy, nie puszczam żadnych sygnałów ostrzegawczych, znaków dymnych i innych skomplikowanych aluzji. Po prostu mówię: mam dosyć, muszę zrobić coś innego, by się oderwać.
🛸 Uważam, że metoda znana pod nazwą Bobas Lubi Wybór jest ekstra, ale to nie oznacza że musiałam ją książkowo wcielić w życie. Brałam z niej tyle ile mogłam. Stałe produkty wprowadziłam później, bo bałam się czy Marcel sobie z nimi poradzi. Stopniowo zmieniałam konsystencję jedzenia. Początkowo gotowałam też osobne posiłki dla małego, bo czułam się z tym dobrze. Pozostałam jednak w pełni wierna jednej zasadzie: dałam mojemu bobasowi prawo wyboru.
🏍 Ja i moje dziecko nie bierzemy udziału w wyścigu szczurów. Oboje dajemy sobie czas. Zdobywamy nowe umiejętności w swoim tempie i bacznie obserwujemy własne potrzeby i problemy z jakimi się borykamy.
I tyle.
Podobnie jak Ty musiałam wiele rzeczy poukładać w swojej głowie. Nie będę Cię okłamywać, kiedy mały zaczął mniej przybierać na wadzę i wyszły mu drobne problemy z żelazem zaczęłam zastanawiać się nad porzuceniem swoich zasad na rzecz latania za nim z łyżeczką. Nie zrobiłam tego. Zaufałam swojej wiedzy oraz przede wszystkim zaufałam Marcelowi. Teraz wiem, że dokonałam dobrego wyboru.
Ale wiesz co w tym wszystkim jest najważniejsze??
Nie byłam w tym sama.
Nie musiałam przekonywać mojego męża, ani dziadków na temat sposobu karmienia Marcela. Nie musiałam się obawiać, że za moimi plecami ktoś dokarmia go słodyczami, kaszkami instant, czy zmusza go do jedzenia. Miałam pełne poparcie całej najbliższej rodziny, która chciała słuchać, dlaczego teraz ogranicza się sól w diecie dziecka, nie podaje słodyczy, czy nie dopaja ciągle sokami i herbatkami. Teraz wszystkie babcie czytają etykiety produktów, dokonują świadomych zakupów i nikt nie widzi w tym problemu.
Dlatego ja miałam prościej niż mama, która nie tylko musi borykać się z dzieckiem, które nie chce jeść, to na dodatek jest otoczona przez osoby, które zamiast ją wesprzeć w budowaniu pozytywnego modelu odżywiania jej dziecka, jedynie atakują ją kolejnymi radami z epoki kamienia 🙁 I na nic współczesne badania, i na nic apel lekarzy, dietetyków, psychologów. I na nic wszelkie prośby. Jak grochem o ścianę… Nie dotrzesz…. Jeśli jesteś taką właśnie mamą otoczoną przez ludzi którzy wiedzą wszystko lepiej niż Ty i z łatwością dokładają Ci do gara, to jedyne co ja mogę zrobić, to mentalnie Cię przytulić 🙁 Bo niestety wiem, że nic więcej zrobić nie mogę ;(
Wieloletnia animatorka społeczna, specjalistka ds. komunikacji oraz organizatorka wydarzeń dla kobiet. Z pasji trenerka umiejętności społecznych. W wolnym czasie uwielbia eksperymentować w kuchni oraz czytać książki.